niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 1


  Próbowałem podszkolić się w genjutsu, ale to na nic. Poza technikami, które już wcześniej znałem, nie potrafiłem przyswoić żadnej nowej, która byłaby na przyzwoitym poziomie. Udało mi się nauczyć jedynie kilku, które jednak w walce z przeciwnikami jacy mogli mnie zaatakować ze względu na moją pozycję Kage, prawdopodobnie nie byłyby zbyt przydatne. Z tak małą ilością chakry ciężko było mi nawet opanować jakieś ciekawe ninjutsu. Ostatnio doszło nawet do tego, że gdy trenowałem z jednym z moich joninów, ten prawie mnie pokonał. Nie wspominając już o tym, że w czasie walki oberwałem od niego całkiem mocno jak na zwykły, codzienny trening. Zacząłem się coraz bardziej obawiać a strach przed nieużytecznością narastał we mnie z każdą chwilą. Momentami przyłapywałem się na tym, że nie myślę racjonalnie, a moje poczynania podyktowane były w coraz większej mierze strachem przed jakimkolwiek konfliktem. Bałem się nie tylko o siebie, ale i o samą wioskę. Ogarniał mnie lęk, gdy słyszałem alarm lub gdy zwiadowcy przynosili raporty o obcych oddziałach stacjonujących na granicy. Często zadawałem sobie pytania: co jeśli Akatsuki znów się pokaże? Co jeśli jakiś sąsiedni kraj zechce zagarnąć nasze ziemie? I co najgorsze, co jeśli wybuchnie wojna? Czy byłbym w stanie obronić bezbronnych ludzi, którzy na mnie liczą, którzy zaufali mi i powierzyli swoje życia? Czy dałbym radę odeprzeć atak najeźdźców? Z każdym dniem powątpiewałem w to coraz bardziej, a przyszłość, którą widziałem, skąpana była wyłącznie w odcieniach szarości.
 Choć było dopiero południe, postanowiłem wybrać się na spacer, by odgonić kolejny napływ myśli o mojej bezsilności. Wszystkie dokumenty skrupulatnie przeczytałem, podpisałem i nakazałem dostarczyć tam gdzie trzeba. Zapoznałem się  treściami listów, tych oficjalnych  dotyczących polityki zewnętrznej, jak i tych prywatnych.Wydałem odpowiednie rozkazy mojemu nowemu szpiegowi, który miał wyśledzić grupę przestępców napadającą na handlarzy kierujących się do naszej Wioski. Przydzieliłem misje, jakie były do rozdania w dniu dzisiejszym i przyjąłem raport od drużyny, która wykonała już swoje zadanie. Stwierdziłem więc, że należy mi się chwila odpoczynku. Była mi ona potrzebna jak nigdy dotąd.
  Wolnym krokiem wyszedłem z gabinetu. Idąc korytarzem miałem nadzieję, że nie spotkam nikogo, kto mógłby przeszkodzić mi w chwili wytchnienia. Jak można było się spodziewać, moja nadzieja należała do złudnych, bo nie zdążyłem nawet dojść do schodów, a już przed sobą zobaczyłem dwójką ninja.
 - Dzień dobry Kazekage-sama! - przywitali mnie z ogromnym uśmiechem na ustach.
 - Witajcie - odparłem, cały czas licząc na to, że nie mają do mnie żadnej sprawy. 
 - Mamy dobre wieści! Złapaliśmy przestępcę, który zamordował ostatnio trójkę kobiet z naszej wioski! Udało nam się go schwytać żywego, tak jak chciałeś - cieszyli się. Słusznie z resztą. 
 - Wspaniale. Dobra robota. A teraz wybaczcie, śpieszę się - powiedziałem szybko i przecisnąłem się pomiędzy nimi.
 - Ale Kazekage-sama... raport... - krzyczeli za mną.
 - Później - rzuciłem na odchodne i zbiegłem ze schodów.
Udało mi się uciec przed nimi. Byłem z tego bardzo zadowolony. 
Szedłem na wschód, w stronę pustyni, co niektórym wydałoby się dziwne. W tamten rejon nigdy nikt się nie zapuszczał, szczególnie z własnej woli, mieszkańcy nawet nazwali tamte tereny "martwą polaną". Sądzili, że wszyscy, którzy tam kiedykolwiek zbłądzili, nie powrócili już do wioski. Oczywiście, była to bzdura. Przebywałem tam zawsze, gdy tylko chciałem odpocząć lub zebrać myśli przed podjęciem ważnej decyzji. Pewnie ktoś mógłby się zastanawiać, co można robić na pustyni takiej jak tamta, na której oprócz gór piachu, nie było nawet jednego kamyczka. Odpowiedziałbym mu wtedy, że spaceruję. Bo nie mijało się to z prawdą. Oprócz tego, że przechadzałem się po tym "bezkresnym morzu piasku", często starałem się doskonalić swoje stare techniki. Przyznam, że relaksowało mnie pomimo wysiłku jaki musiałem włożyć w trening.
  Dzisiaj jednak zrezygnowałem z drugiej opcji i skupiłem się na pierwszej. Musiałem przemyśleć kilka rzeczy, choćby wprowadzenie nowej stawki na cła, bo kupcy i rzemieślnicy ostatnio zaczynają mieć jakieś pretensje. Swoją drogą, uzasadnione. 
  Nie patrzyłem już w którą stronę niosą mnie nogi. Nie zwracałem uwagi na upływający czas ani na to, jak daleko oddałem się od wioski. Zatraciłem się tylko na krótką chwilę w natłoku przeróżnych myśli... Kiedy dotarło do mnie, że chyba się zgubiłem, początkowo nie przejąłem się tym zbytnio. Dopiero, gdy nie mogłem zdecydować się, w która stronę ruszyć, ogarnęła mnie lekka panika. Źle by było, gdybym musiał zostać tutaj na wiele godzin... bez kropli wody...
   - Spokojnie Gaara. Przecież pustynia to twój dom. Zaraz znajdziesz drogę - pocieszałem się, rozglądając się wokół w poszukiwaniu czegoś znajomego. Czegokolwiek. Jednak nic takiego nie mogłam dojrzeć.
  Niestety, nie mogłem polegać na Słońcu, bo choć wiedziałem z jakiego kierunku świata wyruszyłem z wioski, nie wiedziałem, w jaką stronę poruszałem się po jej opuszczeniu. Ale nie poddawałem się. Zdałem się na swoją intuicję i poszedłem... w lewo, czyli tam, gdzie jak sądziłem znaleźć miałem swój cel.
  Mijały chwile, które w mojej głowie wydawały się być godzinami. Upał zaczynał mi doskwierać. Choć przez te wszystkie lata spędzone w Wiosce Piasku mój organizm zdążył przywyknąć do wysokich temperatur, wystawianie się na palące promienie przez tak długi czas, nie mogło być do zniesienia dla jakiegokolwiek człowieka. Brak wody również. Kropelki potu spływały po mojej twarzy dodatkowo odbierając z organizmu życiodajny płyn. Zaczynało się to robić uciążliwe także dlatego, bo coraz więcej z nich dostawało się do moich oczu. Musiałem więc co chwilę przecierać je dłonią. Miałem ochotę ściągnąć ubranie i rzucić je gdzieś daleko, lecz to była najbardziej nierozsądna rzecz jaką mogłem zrobić w tej chwili i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Gorąc stawał się nie do zniesienia. Marzyłem o szklance zimnej wody, choćby małym, malutkim jej łyczku...
  Wtedy właśnie ruszyła cała machina, która zmieniła bieg późniejszych wydarzeń. Coś co nigdy nie powinno mieć miejsca. Początek mojej małej tragedii, którą zaserwowałem sobie na własne życzenie. Nie zdając sobie sprawy z własnej głupoty, wybrałem sobie los najgorszy z możliwych. Taki, jakiemu nie życzyłbym nawet odwiecznemu wrogowi.
    Co gorsza, wciągnąłem w to ludzi, na których mi zależało. Oni również wkrótce mieli ponieść konsekwencje mojego wyboru. Znowu niewinni ludzie skazani byli na cierpienie przez moją głupotę i egoizm.
    Patrząc w przeszłość często wydaje mi się, że lepiej byłoby, gdybym wtedy, na tej gorącej, upiornej pustyni, po prostu umarł z wycieńczenia.

*

  Odprowadził ją znacznie dalej niż powinien. Brama Konohy zniknęła już dawno z zasięgu ich wzroku, a oni mimo tego nadal szli rozmawiając o jakichś zupełnie błahych rzeczach. Przez te kilka dni jakie spędzili razem trenując, zdążyli się trochę poznać i przyzwyczaić do swojego towarzystwa. Oboje darzyli sympatią siebie nawzajem. Oczywiście, żadne z nich nie przyznałoby się do tego. 
   - Shikamaru, nie powinieneś już wracać? - zapytała nagle, kiedy zorientowała się jak daleko już odeszli. 
   - Powinienem - odparł przytakując i zatrzymał się nagle. Temari również przystanęła.
   - W takim razie, chyba pora się pożegnać - powiedziała smutno, tym razem nawet nie siląc się na to, by ukryć swe emocje.
   - To takie upierdliwe - wymówił swoje ulubione powiedzonko, po czym westchnął. Dziewczyna zaczęła się śmiać. Popatrzył więc na nią pytającym wzrokiem. Zastanawiał się nad tym, jak łatwo nastrój dziewczyn, zmienia się pod wpływem nieznanych mu czynników. 
   - Często to powtarzasz - zauważyła. Uśmiech nadal gościł na jej twarzy, choć zdążyła opanować już napad śmiechu. 
    - Taki już jestem. - Tym razem to on uśmiechnął się do niej. Gdy nie wywyższała się i nie próbowała narzucać ludziom swojego zdania, wydawała mu się naprawdę wspaniałą dziewczyną. Od czasu do czasu potrafiła nawet być miła i zabawna. 
   - Skoro już musimy się rozstać, chciałabym podziękować ci za te kilka dni - powiedziała patrząc mu w oczy. - Chociaż oczywiście trening nie był mi potrzebny, zwłaszcza z osobą słabszą ode mnie - dodała unosząc głowę wysoko,  krzyżując ręce na piersi i uśmiechając się z wyższością.
   - Tak, tak... - zgodził się potulnie. Nie miał najmniejszego zamiaru wdawać się z nią teraz w kłótnie. 
   - Cieszę się, że nawet nie próbujesz zaprzeczyć - rzekła z wyrzutem, jak gdyby nie takiej reakcji oczekiwała.
   - Ehhh... kobiety. Wam nigdy się nie dogodzi...
   - Ej! - przerwała mu oburzana. - Tylko bez takich mi tutaj!
   - Jak chcesz - powiedział spokojnie i włożył ręce do kieszeni spodni.
Zrozumiała, że stoją już tak od kilku minut, choć mieli się pożegnać. Spoważniała i chciała już coś powiedzieć, ale Shikamaru ją uprzedził. 
   - Mam nadzieję, że wkrótce się znowu się spotkamy. Do zobaczenia Temari.
  Poparzył na nią wzrokiem, którego nie potrafiła nazwać, jednak podziałał na nią w przedziwny sposób. Nie wiedziała dlaczego. Shikamaru wydał jej się nagle taki przystojny i pociągający jak nigdy dotąd. Choć od początku ten czarnowłosy chłopak o leniwym spojrzeniu brązowych tęczówek podobał jej się, choć przyznawała się do tego przed sobą, to w tamtym momencie oczarował ją zupełnie. Zaniemówiła, co zdarzało jej się bardzo rzadko. Poczuła, jakąś niewyjaśnioną radość w sercu, która przeplatana była kującym smutkiem związanym z pożegnaniem. 
   - Temari? - zapyta, z zakłopotaniem drapiąc się po głowie, kiedy dziewczyna wpatrywała się w niego, przez dłuższą chwile nic nie mówiąc. Po jego słowach jakby ocknęła się z transu.
   - Tak? No tak. Do zobaczenia Shikamaru! Trenuj, może następnym razem szczęście ci dopisze i jakimś cudem wygrasz ze mną! - krzyczała oddalając się i machając mu na pożegnanie. Trwało to krótko, bo już zaraz przyspieszyła kroku i pobiegła w stronę swojej wioski.
  Shikamaru skierował swe kroki do Konohy. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie zrobił czegoś, co uraziłoby tamtą kunoichi. Miał nadzieję, że tylko zamyśliła się na chwilę, choć nie mógł domyślić się nad czym. Bardzo nie chciał jej w jakikolwiek sposób urazić. Najzwyczajniej w świecie starał się być dla niej miły. W końcu tego od niego oczekiwali. Poza tym wydawała mu się dosyć inteligentną osobą. A co najważniejsze, była ładna, co uznawał za główny argument dla swojego uprzejmego zachowania... 
  Tylko od kiedy wygląd liczył się dla niego tak bardzo, że mógł uzasadniać nienaturalnie entuzjastyczne zachowanie? I gdzie podziało się jego kochane lenistwo? Odprowadził ją dalej, niż to było konieczne. Stał z nią przez dobrych parę minut i nie potrafił się rozstać. Myślał o niej nawet wtedy, kiedy wracał do domu. I co najgorsze, z jakiegoś przedziwnego powodu, nie mógł wymazać sprzed oczu jej obrazu. 
   - Te kobiety... potrafią człowiekowi namieszać w głowie - westchnął i uśmiechnął się do siebie. Już zastanawiał się co zrobić, żeby zobaczyć się z nią jak najszybciej. 

*
~~Kilka dni wcześniej~~

  Siedziała przy biurku w swoim niewielkim, ale przytulnym pokoju i drżącą ręką zapisywała coś w zeszycie. Początkowo nie szło jej to za dobrze, myśli plątały się w kłębek i nie mogła sklecić żadnego sensownego zdania a wiele kartek papieru, brutalnie pomiętych, wylądowało w koszu na śmieci. Nie poddawała się jednak i z ogromnym zapałem kontynuowała notowanie. Serce biło jej szybko i była podekscytowana jak jeszcze nigdy w życiu. Sama nie wiedziała jak to się stało, że w ogóle odważyła się pomyśleć o czymś takim, w jej mniemaniu szalonym, ale skoro już podjęła decyzję, postanowiła się solidnie przygotować. Dlatego też, w swoim małym, pozbawionym większości stron, zeszycie, notowała to, co dyktowało jej serce. 
  Plan w założeniu był prosty, lecz osobie, w której całe czas tkwiła nieśmiała i zamknięta w sobie dziewczyna, mógł sprawić nie lada trudności. Co więcej, w najgorszym wypadku mógł okazać się niewykonalny. Jednak te myśli odpędzała od siebie, zastępując je obrazem osoby, którą uważała za jedyny powód do życia na tym pełnym samotności świecie. Wiedziała, że to zdecydowanie przedramatyzowane, ale w myśli tej odnajdywała siłę i chęć do ciągłej walki i pokonywania swoich słabości.
  Nie mogła dłużej czekać, musiała zrobić to jak najszybciej. Wiedziała, że Kankuro nie podda się tak łatwo, a zdając sobie sprawę z jego wcześniejszych poczynań, nie mogła pozwolić, by udało mu się dopiąć swego. Nie zniosłaby tego. Dlatego należało działać, a Matsuri zdecydowała już co zrobi. Pozbyła się wątpliwości w stosunku co do słuszności swojego planu, jednak nadal nie była w stanie odegnać obaw, które od kilku dni spędzały jej sen z powiek. 
  Jeśli potrwałoby to dłużej, na pewno wreszcie rozmyśliłaby się. Wtedy nadal musiałaby przyglądać się Kazekage i skrycie marzyć o tym, by choć uśmiechnął się do niej. Ale nadszedł czas zmian, a postanowienie wyryło się nie tylko w jej umyśle, ale i w sercu. Determinacja nie pozwalała jej się wycofać. Była silniejsza od wszelkich lęków. 


*
 ~~Rok wcześniej~~

 Oczy kleiły mi się od potu. Co gorsza, od ciągłego przecierania zaczynały łzawić i szczypać. Błąkałem się po rozgrzanym piasku pustyni nie zdając sobie sprawy z tego, ile czasu upłynęło. Coraz większy wysiłek sprawiało mi zebranie myśli. Zaczynałem mieć wrażenie, że widzę coś w oddali. Kształty przywodziły na myśl ludzi idących daleko, daleko przede mną. Umysł co chwilę podsuwał mi jakieś dziwne obrazy, a ja już z trudem potrafiłem oprzeć się wrażeniu, że nie są prawdziwe. 
 Nagle, nie wiedząc czemu, opadłem na kolana, podpierając się z przodu rękoma. Piasek parzył mi dłonie. Zacząłem śmiać się. Początkowo był to tylko chichot, ale wkrótce przerodził się w szaleńczy, niepokojący śmiech. Bo cała sytuacja była przecież przekomiczna, przynajmniej wtedy tak sądziłem. Ja, Kazekage Wioski Piasku, który całe swoje życie spędziłem pośród pustyń, teraz błądziłem po jednej z nich nie mogąc odnaleźć drogi powrotnej. Jakież to było zabawne i potworne zarazem! 
 Ludzie nadali mi przydomek Sabaku no Gaara. Wiele razy padał z ich ust, wypowiedziany z szacunkiem i strachem. Lecz czym on był wtedy dla mnie? Nic nie znaczył w tamtej tragicznej chwili. Mógł jedynie sprawić, że jeszcze bardziej zacząłbym pluć sobie w twarz i drwić z siebie oraz swojej bezradności. Tak też zrobiłem. Pustynny Gaara śmiał się do prawie do utraty tchu klęcząc na rozgrzanym piasku, który za parę chwil miał się okazać jego grobem. Co za ironia losu.
 Nie płakałem. Łzy nie wyciekały spod moich powiek, choć powinny. Odwodniony organizm powoli dawał do zrozumienia, że już nie był w stanie spełniać bez zarzutów swoich wszystkich funkcji. 
 Czułem się jak głupiec. Nie mogłem wybaczyć sobie, że postąpiłem tak lekkomyślnie zapuszczając się w głąb nieprzebytej pustyni. Nie powiadomiłem nikogo, nikt nie wiedział dokąd się udałem. Dlatego też, nikt nie szukałby mnie tam, gdzie przecież nikt o zdrowych zmysłach nie chadzał. Byłem w pułapce, uwięziony w miejscu, które kiedyś nazywałem swoim domem. 
 Skazany byłem na śmierć, lecz po tym, jak ta wiadomość dotarła do mnie z całą swoją mocą i już widziałem jak się poddaję, nagle przestałem się tym interesować. To było niebywałe. Czułam, jak w jednej chwili upłynęła ze mnie cała motywacja. Przetrwanie, chęć do walki, do trzymania się kurczowo życia, wszystkie one umknęły gdzieś, skąd nie mogły na mnie oddziaływać. Podniosłem się z trudem i powoli poszedłem przed siebie, zostawiając na piasku ślady powłóczenia nogami. Niespodziewanie jedyną rzeczą na jakiej mi zależało, choć to zbyt duże słowo, był to by iść przed siebie. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nie pragnąłem już wydostać się stamtąd, nie miałem już sił na wędrówkę. Chyba wolałbym nawet położyć się na piasku i czekać, aż moje cierpienie zakończy się. Gardo i usta zdążyły mi już wyschnąć tak, że ból sprawiało przełykanie śliny. Było mi niedobrze jakbym miał zaraz zwymiotować. Gorąc, przeraźliwy gorąc rozdzierał moje ciało, a mimo to pot już nie płynął po skórze. w dodatku, co już zupełnie miało się logiką, zacząłem mieć dreszcze. Czułem się tak osłabiony, że nie wiedziałem, czy dam radę zrobić następny krok. Mimo to, szedłem przed siebie. Z ogromnym trudem posuwałem stopy do przodu, jednak coś ciągnęło mnie dalej. Nie potrafiłem tego pojąć, ale tajemnicza siła, którą próbowałem wytłumaczyć instynktem przetrwania, nie pozwalała mi się zatrzymać. Nie stawiałem oporu, choć wolałbym wtedy odpuścić. Niczym marionetka, bezwiednie stąpałem do przodu, kierowany niewytłumaczalnym pożądaniem. 
 Czas mijał. Ile? Nie wiedziałem tego wcześniej, nie wiem i teraz. Kolorowe wizje, jakie pojawiały się przed oczyma, przeplatane były pustynnym krajobrazem. Czy wtedy wiedziałem co jest jawą a co snem? Mało prawdopodobne. Wszystko zlało się w jedną całość, jedną rzeczywistość, która nie była ani prawdziwa ani fantastyczna. Fajkujące nad piaskami rozgrzane powietrze, zamieniało się nagle w roje motyli, które równie niespodziewanie przemieniały się w lśniące krople deszczu. Skapywały one tworząc ogromną kałużę, która w mgnieniu oka zaczęła przypominać jezioro. Zbliżałem się do niego, lecz gdy byłem już  blisko, nagle wszystko rozmazywało się, a woda ponownie stawała się tylko kolejną górą piachu. Szedłem więc dalej. 
 Kiedy już z trudem łapałem powietrze, a zawroty głowy zmusiły mnie do zatrzymania się, przystanąłem. Poczułem nieprzyjemne mrowienie na karku, które zaraz rozeszło się po całym ciele.
 Spojrzałem wokół. Jak okiem sięgnąć - piach i jeszcze raz piach. Wizje na moment zniknęły, lecz to było bez znaczenia. Prawdę mówiąc, wydawały mi się one wtedy bardziej realne niż to co widziałem przed sobą obecnie. 
- Gaara... - usłyszałem za sobą głos. Zląkłem się, że to śmierć przemówiła do mnie. Powoli jednak odwróciłem się. 
  Ujrzałem studnię. Zwykłą, kamienną, z długimi patykami na górze. Mógłbym przysiąc, że jeszcze przed chwilą jej tu nie było. Śladu osoby, którą mogłem usłyszeć, też nie. 
  Podszedłem bliżej. Oparłem ręce o kamienny obwód, nachyliłem się i spojrzałem w dół. Tam zobaczyłem jedynie ciemność. Co więcej, ze środka zamiast wilgoci, czuło się powiew suchego, gorącego powietrza. 
  Dotykałem jej. Czy to znaczyło, że studnia była prawdziwa?
- Gaara... - usłyszałem znowu. Ponownie obejrzałem się za siebie. 
  Stała tam wychudzona dziewczyna o długich, jasnobłękitnych włosach, które były niemiłosiernie potargane.
Miała jasną, chorobliwie bladą cerę, a jej duże, niebieskie oczy wydawały się błyszczeć. Wyraźnie podkrążone, sprawiały jednak wrażenie zmęczonych. Również popękane usta nie dodawały jej uroku. Ubrana była w białą, pobrudzoną kurzem i gdzieniegdzie podartą sukienkę sięgającą kostek. Zauważyłem, że na biodrach suknia przewiązana była sznurkiem. Stopy dziewczyny były bose, jednak nic nie wskazywało na to, by stanie na rozgrzanym piasku sprawiało jej ból. Na szyi zawieszony miała owalny medalion, który sięgał aż do jej dosyć sporych piersi. Dziewczyna ta nie była piękna i nawet przez moment tak o niej nie pomyślałem.
  Zadziwiające jak dobrze zapamiętałem jej obraz będąc w stanie niemal całkowitego wycieńczenia. 
  Początkowo nie wiedziałem jak zareagować. Nie miałem też na to siły. Wpatrywałem się w nią czekając na to, co nastąpi. 
  Zbliżyła się i uśmiechnęła. Wydała mi się wtedy odrobinę ładniejsza, jednak nadal wyczuwałem w niej coś odpychającego. Jednocześnie im była bliżej, tym większa ekscytacja ogarniała mój zamglony umysł. 
- Gaara przyszedłeś - powiedziała, po czym wskoczyła na brzeg studni i usiadła na nim. Jedna noga zwisała nad piaskiem, a drugą podkurczyła i podparł na krawędzi. 
- Kim jesteś?- wychrypiałem bardzo niewyraźnie.
- Czekałam na ciebie - mówiła tak słodkim głosem, że oddałbym wszystko, by słuchać go w nieskończoność. Działał niczym miód na moje serca i stanowczo nie pasował do jej brzydkiego wyglądu. 
- Czekałaś na mnie? - powtórzyłem po niej. 
- Chciałam cię zobaczyć jak najszybciej. Już nie mogłam się doczekać. 
- Nie rozumiem...
- Nie musisz - stwierdziła, uśmiechając się jeszcze szerzej. - Mogę ci pomóc.
- Pomóc? Mi? 
- Mogę sprawić, że wszystkie twoje obawy odejdą. Będziesz szczęśliwy. Będziesz mógł być tym, kim zechcesz.
- Jak to?
- Tak bardzo chciałam cię zobaczyć - zeskoczyła ze studni i zwinnym ruchem podbiegła do mnie. - Twoje rodzeństwo, mieszkańcy wioski, wszyscy będą szczęśliwi. - Chodziła wokół, a ja nie miałem siły wodzić za nią wzrokiem, choć bardzo tego pragnąłem.
- Nastanie wieczny spokój. Nigdy już nikt nie będzie cierpiał. Zapanuje radość i zrozumienie. Wszyscy będą ci wdzięczni, swojemu wspaniałemu Kage. Będą dumni...
- Wdzięczni? - wyszeptałem. Ona w tym momencie doskoczyła do mnie i objęła mocno. Poczułem jej zapach, jednak nie mogłem sobie przypomnieć z czym mi się kojarzył. 
- ...już nie będziesz samotny...
 Trwało to chwilę. Zaraz znowu zaczęła krążyć, teraz wykonując ruchy, jak gdyby tańczyła. 
- ...posiądziesz siłę, prawdziwą, niezastąpioną. Nikt nie będzie się mógł z tobą równać. Wszyscy będą cię szanować i kochać. Tak, kochać. Swojego dobrego, mądrego Kage. Chcesz tego? 
- Co mam zrobić? - zapytałem. Miałem wrażenie, że śnię. Że to wszystko to tylko iluzja. 
- Zdejmij mi z szyi medalion i zawieś na swojej. Proste. To proste.
 Już chciałem po niego sięgnąć, ale szybko odskoczyła do tyłu. 
- Ale będziesz musiał dla mnie zrobić...coś. Ja ci pomogę. Ty też będziesz musiał mi pomóc.
- Pomóc? W czym? 
  Znowu w mgnieniu oka znalazła się przy mnie i zaczęła szeptać do ucha. Trwało to kilka chwil. Jej żądania na pierwszy rzut oka nie były zbyt wymagające.
- To proste. Zgadzasz się? - stanęła przede mną. Teraz mogłem bez problemu sięgnąć do jej szyi.
- Tak - powiedziałem. Zaczęło mi się kręcić w głowie i zrobiło słabo, bardzo słabo. Wszystko zaczęło się rozmazywać. Czułem jednak, że jeśli uda mi się dostać medalion dziewczyny, wszystko będzie dobrze. Myślałem, że to najlepsze rozwiązanie i mój jedyny ratunek. Na dodatek, coś w środku mówiło mi, że muszę go mieć. Kusiło, by chociaż go dotknąć. Tylko przez chwilę.
  Chciałem mieć go tylko dla siebie.
  Zerwałem medalion z cienkiego sznureczka, po czym upadłem na ziemię. 
  Nie pamiętam już nic więcej. Jedynie ciemność, która nadeszła nagle i spokój, jaki mnie wtedy ogarnął. 


Od Autorki: Tym razem znów trochę o wydarzeniach sprzed roku. Jak widzicie, między Temari i Shikamaru coś tam zaczyna się dziać, a Gaara umiera sobie na pustyni. Nie wiem czy na razie powrócę jeszcze do tamtych wydarzeń, czy pójdę z fabułą bardziej do przodu, ale można powiedzieć, że są one bardzo ważne i teraz wszystko zależeć będzie od nich.
W następnym rozdziale za to pojawi się znacznie więcej Matsuri, to wiem na pewno.
Ten rozdział w sumie wyszedł tak jak chciałam i jestem z niego zadowolona, chociaż nie obyło się bez zmian dotychczasowego planu. Starałam się, żeby sceny z Gaarą były w miarę realistyczne, ale coś mi się wydaje, że nadal są trochę naciągane. Z resztą, oceńcie to sami :)
Jeśli zauważycie jakieś błędy, szczególnie interpunkcyjne, wytknijcie mi je proszę. Sprawdzałam rozdział nie raz, ale nadal pewnie sporo mi umknęło. 
To chyba tyle. Nie wiem co jeszcze dodać, więc kończę ^^

5 komentarzy:

  1. O Boże, wyczuwam kolejny epicki blog! A trochę w tym siedze^^
    Błąd.. widziałam chyba ze dwa, zamiast "czułem" było "czułam", CHYBA.
    Historia zapowiada się ciekawie. No i wiadomo, ShikaTema & GaaMatsu. <3
    Cieszę się, że ktoś prócz mnie i kilku innych bloggerów lubi te paringi.
    zapraszam do mnie~!
    szkola-ukryta-w-tokio.blogspot.com
    sandskunoichi.blogspot.com (opuszczony, ale może spodoba się te kilka rozdziałów!).

    Serdecznie pozdrawiam i życzę weny. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Yo ;p *kłania się*
    Annabel jestem :)
    Trafiłam na ten blog zupełnie przypadkiem. Przeczytałam prolog i rozdział pierwszy - niezwykle mi się spodobały! :) Piszesz bardzo fajnie. Wyszło jak najbardziej realistycznie i wszystko wspaniale opisane. Będę czekać na następny rozdział :D
    Życzę weny i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, jak widzę jako kolejna nowa czytelniczka :D zdecydowanie postanawiam zostać z twoją historią dłużej, bo strasznie mnie zaciekawiłaś.
    Bardzo podoba mi się narracja Gaary, wspaniale oddałaś wszystkie targające nim emocje, ten niepokój, wręcz strach, bezsilność.. No i uprzedziłaś mnie, miałam zamiar napisać w komentarzu, że to strasznie ironiczne, że 'Sabaku no Gaara' zgubił się na pustyni, ale jak widzę on podziela moje zdanie xD
    Opisy są cudowne, długie i realistyczne.
    Poza tym uwielbiam ShikaTema, więc cieszę się, że też się u ciebie przewiną.
    Tajemnicza była ta końcówka pierwszej części narracji Gaary, o tym jak sprowadził na siebie zgubę. Więc wszystko przez tą dziwną dziewczynę i jej naszyjnik, ta? No, jestem ciekawa jak to wszystko potoczy się dalej.
    Zapraszam do siebie:
    anayanna-story.blogspot.com (Naruto)
    alyssa-adams.blogspot.com (HP)

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam :)
    Twój blog został nominowany do głosowania na Szablon Miesiąca :)
    Szczegóły na :
    http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/

    Pozdrawiam:
    Hana-chan

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej twój blog dla mnie jest bardzo ciekawy i fajny..więc chciała bym cie nominować do Liebster Blog Award wszyskie podszebne rzeczy znajdziesz na tym blogu link : http://niepowtarzalne-zdzarzenie.blogspot.com/to życzę duziooo weny na przyszłe rozdziały :)

    Livka-chan and Starrk

    OdpowiedzUsuń

Wszystkie osoby, które przeczytają jakikolwiek rozdział, prosiłabym o pozostawienie komentarza. Nie musi być długi, wystarczy parę słów, a ja dzięki temu będę wiedziała, że ktoś czyta to co piszę :)